Przejdź do treści Przejdź do menu głównego Przejdź do wyszukiwarki

Za nami mistrzowska feta piłkarek AKS SMS Łódź. Czarne Panterki w efektownym stylu wywalczyły awans do drugiej ligi kobiet. Dziś otrzymały puchar za wygranie trzeciej ligi, a gratulacje złożyła Joanna Skrzydlewska, Marszałek Województwa Łódzkiego.

Zakończony dziś sezon drużyny trenera Adriana Krogulca zapisał się złotymi zgłoskami w historii polskiego futbolu. Łodzianki jako pierwsza drużyna w dziejach, wygrały wszystkie spotkania 3. ligi, zdobywając 111 goli, przy zaledwie siedmiu straconych.

- Od początku miałem świadomość dużego potencjału, jaki ma nasza drużyna – opowiada Adrian Krogulec, szkoleniowiec łodzianek. – Były jednak znaki zapytania, bo zmieniliśmy ustawienie z dwójki na trzy środkowe obrończynie, jeszcze w sierpniu dołączały kolejne zawodniczki, które trzeba było wkomponowań w drużynę. Niepewność towarzyszyła nam również w pierwszym meczu, zanim zdobyliśmy pierwszego gola, choć ostatecznie wygraliśmy go 12:0. Najbardziej jestem dumny z faktu, że zawodniczki w każdym spotkaniu pokazywały, że mają mistrzowską mentalność. Nawet, gdy na cztery kolejki przed końcem sezonu zapewniliśmy sobie awans, to do końca gra wyglądała tak samo.

Dziś w Łodzi miał zostać rozegrany ostatni mecz sezonu, ale rywalki z Otwocka oddały go walkowerem. Teraz łodzianki czeka odpoczynek, a potem ruszą przygotowania do nowego sezonu w drugiej lidze. Pomimo, że są beniaminkiem, celem jest kolejny  awans , tym razem do pierwszej ligi.

fot. Michał Tuliński

Muzeum Archeologiczne i Etnograficzne w Łodzi zaprosiło na kolejną odsłonę festiwalu, który jest gratką dla miłośników historii z całej Polski, czyli IV Rekonstrukcję Historyczną w Tumie.

Tegoroczna odsłona tej popularnej imprezy nosiła tytuł „Pogoń za koroną” i była częścią europejskich dni archeologii. Festiwal został organizowany wspólnie ze stowarzyszeniami oraz grupami rekonstrukcji historycznej. Wśród głównych atrakcji były historyczne rekonstrukcje bitew, warsztaty rzemiosła historycznego, prezentacje strojów średniowiecznych, pokaz akrobacji konnych, koncerty muzyki dawnej, a także inscenizacje dotyczące różnych aspektów średniowiecznego życia, kultury i polityki.

DSC09585.jpg

Inscenizacje łączyła postać księżnej Salomei z Bambergu, jej życia na grodzie w Tumie oraz elementy historii grodu za czasów panowania Bolesława Chrobrego.

DSC09674.jpg

Kto był, mógł podziwiać średniowieczny oręż, zbroje z tamtego czasu, odzież, czy galanterię, ale także wziął udział w tworzeniu elementów stroju i wyposażenia wojów oraz białogłów.

DSC09229.jpg

Były warsztaty i pokazy rzemieślnicze: garncarstwo, snycerstwo, tworzenie grzechotek i bębnów, skórnictwo, kowalstwo, kaligrafia, odlewnictwo, tworzenie biżuterii ze szklanych paciorków. Można tez było zobaczyć pokazy sokolnictwa, w tym loty drapieżnych ptaków. Zagrał zespół muzyki dawnej Huskarl, a także grupa Baba na Niedźwiedziu.

aa/fot. seb

- Moje córki jedzą naszą mozzarellę, jak jabłka – śmieje się pan Tomasz Cieślak, właściciel firmy „Tato, daj mi serka” z Huciska w pow. bełchatowskim. Nazwa firmy też wzięła się od słów córek, które bardzo lubią sery robione przez rodzinną serowarnię. Smaku rzemieślniczych produktów wyrabianych z krowiego mleka można spróbować co tydzień na rynku „Prosto od rolnika”  przy Manufakturze.

Autorką hasła i jednocześnie inspiratorką nazwy firmy jest Gabrysia, dziś 9-letnia. Firma jest prawie jej równolatką, bo państwo Cieślakowie sery zaczęli robić 11 lat temu w tradycyjnym gospodarstwie przejętym od rodziców. Pan Tomasz studiował wtedy jeszcze zootechnikę we Wrocławiu i to właśnie koleżanka ze studiów namówiła go na spróbowanie swoich sił w takiej działalności.

sery_1.jpg

– Koleżanka pochodziła z gór i też mieli stado krów rasy Simental, a jej mama robiła oscypki – opowiada pan Tomasz.  Simental to jedna z najstarszych ras europejskich dające mleko o dużych walorach smakowych, z którego produkowane są sery. – Mówiła, że to fajny biznes, no i tak się zaczęło. Krowy były zawsze, pierwsze narzędzia do pracy też, więc najpierw robiliśmy sery wędzone, potem coś w stylu mozzarelli. Wiadomo, raz się udawało, raz nie.

sery_5.jpg

Sery z Huciska pod Drużbicami trafiały najpierw do rodziny, znajomych, zamówień było więcej, więc i asortyment się powiększył. – Zaczęliśmy powiększać asortyment, inwestować w inne rasy bydła. Zaadaptowaliśmy też piwnicę na serowarnię – wspomina pan Tomasz.

W gospodarstwie dominują krowy rasy Jersey, znane z wyśmienitej jakości mleka i bardzo wdzięcznych pysków. Teraz jest 14 sztuk, co jakiś czas pojawiają się cielęta, część ma imiona, które nadają córki właścicieli serowarni. Pasą się przed domem lub za zabudowaniami gospodarczymi, w zasadzie na dwór wychodzą przez cały rok.

sery.jpg

Z kolei serowarnia jest przy domu. Kilka połączonych pomieszczeń to mały zakład produkcyjny. To tu powstają wszystkie serki, które tak polubiły córki Pauliny i Tomasza Cieślaków. – Gdy urodziła się Gabrysia, to już robiliśmy serki. Ona nie chciała za bardzo pić mleka, ale jadła nasze jogurty i potem wołała: tato, tato serka, daj mi serka. Tak jej zasmakowały, i nazwa też się przyjęła. Młodsza, Gosia, ma teraz 5 lat i też tak woła – mówi dumny tato.

sery_2.jpg

W serowarni praca trwa cały tydzień. Od wejścia czuć zapach świeżego mleka. To z niego powstają twarogi, sery podpuszczkowe, kanapkowe, jogurty, kefiry, a ostatnio także prawdziwe, wiejskie masło, po które ustawia się kolejka chętnych. Wszystko jest robione detalicznie, ręcznie. Pan Tomasz stara się wzbogacać ofertę i np. serki kanapkowe są naturalne lub z dodatkami. – Chyba najbardziej popularna jest pistacja, czarnuszka, orzech, kozieradka. Od czasu robimy jakieś zmiany, żeby nie zanudzić klienta – wylicza. Wszystkie dodatki – owoce czy zioła są ekologiczne. Z logo „Tato, daj mi serka” można też kupić ser typu mozzarella robiony z krowiego mleka.

sery_4.jpg

– Moje dzieci jedzą go ja jabłka – śmieje się pan Tomasz, którego działalność skupiona jest na serach miękkich. – Twardych dużo nie robimy, bo całe mleko schodzi nam na podpuszczkowe, kanapkowe, nie mamy też jeszcze wystarczającej wiedzy i dojrzewalni – przyznaje, ale nie wyklucza, że może kiedyś rozwinie się i w tym kierunku. Co ok. trzy tygodnie są sery wędzone, a na co dzień pasty na bazie jogurtów. – Fachowo to się nazywa labneh. Robimy je z odcedzonego jogurtu probiotycznego, bez serwatki. Mieszamy go z ekologicznymi przyprawami, zalewamy olejem rzepakowym i to jest takie smarowidło, na kanapkę, na naleśnika czy krakersa – wyjaśnia.

Oprócz serków, najbardziej chodliwym towarem jest świeże mleko, oczywiście w szklanych butelkach. – Takie prosto od krowy – żartuje pan Tomasz. – Ludzie szukają dobrego mleka, a to jest zupełnie inne, świeże, niepasteryzowane, a krowy chodzą praktycznie cały rok po łąkach i same wybierają, co jedzą.

sery_3.jpg

W każdy czwartek i piątek wieczorem świeże produkty można kupić bezpośrednio w gospodarstwie. Pan Tomasz ma specjalny samochód-lodówkę i to jest jego mobilny „sklepik”. W każdą sobotę jeździ nim na rynek „Prosto od rolnika” przy ul. Drewnowskiej w Łodzi. – W zasadzie od powstania ryneczku zaczął się nasz największy rozkwit, taki boom handlowy, wcześniej  dowoziliśmy ludziom bezpośrednio do domów i sprzedajemy do kilku małych sklepów – dwóch w Łodzi oraz w Bełchatowie i w okolicach Zelowa – mówi.

sery_6.jpg

Pan Tomasz ceni handel przy Manufakturze, bo jak chwali, rynek ma specyficzny klimat. Klienci czekają od świtu, czasem już od godz. 6 – kolejka już stoi, gdy on dopiero podjeżdża. To głównie ci sami, wracający odbiorcy, bo nowi po chwili też stają się już „stałymi”. - Najpierw stałem pod namiotem, więc przyjeżdżałem wcześniej, żeby się przygotować, wypakować. I zauważyłem, że klienci zaczęli przychodzić jeszcze wcześniej… - opowiada.

Rynki „Prosto od rolnika”, inicjatywa Urzędu Marszałkowskiego Województwa Łódzkiego oraz Łódzkiej Agencji Rozwoju Regionalnego, działają w dwóch lokalizacjach: przy Manufakturze (wjazd od ul. Piwnej 10) oraz na parkingu obok Sport Stacji przy Porcie Łódź (ul. Pabianicka 245). Są czynne w soboty, od godz. 6-7 do południa – do ostatniego produktu.

kw

fot. M. Romanik

Tysiące demonstrujących na ulicach, a potem krwawe starcia z rosyjskim wojskiem. To wydarzenia, które 120 lat temu wstrząsnęły Łodzią. Dziś uczciliśmy rocznicę wybuchu rewolucji 1905 roku.

Uroczystości rozpoczęły się na Wzgórzu Niepodległości w Parku im. marszałka Józefa Piłsudskiego „Na Zdrowiu". Było krótkie przedstawienie projektu pamiątkowego przygotowanego przez uczniów ze Szkoły Podstawowej nr 40 oraz złożenie kwiatów pod pomnikiem Pamięci Łódzkich Rewolucjonistów. Potem uczestnicy przenieśli się przed Pomnik Czynu Rewolucyjnego, gdzie również złożone zostały kwiaty oraz zapalone znicze. W uroczystościach wzięli udział Artur Ostrowski, członek Zarządu Województwa Łódzkiego oraz Hanna Gill-Piątek, radna Sejmiku WŁ

Przypomnijmy, że najważniejszym wydarzeniem rewolucji w Łodzi było powstanie łódzkie trwające od 22 do 24 czerwca 1905 roku. Jego zarzewiem były uliczne zamieszki, wywołane przez bunt robotników przeciwko złym warunkom pracy. Początkowo było to spontaniczne działanie. Robotnicy przerwali pracę w fabrykach i wzięli udział w demonstracjach, w których domagali się wyższych zarobków, skrócenia dnia pracy do 8 godzin, ubezpieczeń, możliwość zrzeszania się w związkach zawodowych. Interweniowało wojsko rosyjskie. Zamieszki, w których uczestniczyło tysiące ludzi, szybko przekształciły się w krwawą walkę z wojskiem. W mieście stanęło ponad 100 barykad. W wyniku starć zginęło około 200 osób. Powstanie łódzkie było jednym z najważniejszych wydarzeń rewolucji 1905 roku w Królestwie Polskim.