Przejdź do treści Przejdź do menu głównego Przejdź do wyszukiwarki

Piłka nożna. Łódzki Klub Sportowy prowadzi negocjacje ze środkowym napastnikiem. Ma on zastąpić Austriaka Stefana Feiertaga, który jesienią z dorobkiem ośmiu ligowych goli był najlepszym strzelcem łódzkiego zespołu.

24-letni zawodnik na swoją prośbę opuścił w środę zgrupowanie w Turcji i udał się do Niemiec celem podjęcia negocjacji kontraktu z innym klubem. ŁKS wyraził zgodę na skrócenie wypożyczenia piłkarza z BW Linz pod warunkiem wypłacenia stosownego odszkodowania.

W związku z powyższym ŁKS podjął negocjacje transferowe z potencjalnym zastępcą Stefana Feiertaga i zamierza sfinalizować je w tym tygodniu. Klub zapewnia, że nowego napastnika poznamy już w przyszłym tygodniu.

- Przystaliśmy na prośbę Stefana Feiertaga dotyczącą transferu, oczywiście równocześnie negocjując kwotę odszkodowania za wcześniejsze rozwiązanie umowy wypożyczenia. Po analizie dokonanej przez pion sportowy, na który składa się sztab trenerski, dział skautingu i analiz, zdecydowaliśmy się na pozyskanie zawodnika na pozycję nr 9, który będzie bardziej pasował do naszego profilu – mówi Robert Graf, wiceprezes łódzkiego klubu. - To również będzie wypożyczenie z opcją wykupu, ale za zdecydowanie niższą kwotę niż w przypadku Stefana Feiertaga. Biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności, uznaliśmy, że podejmiemy ryzyko i przystąpimy do rundy rewanżowej z nowym duetem napastników.

Sezon w Beclic I. lidze rozpoczyna się w połowie lutego. Przed łódzkim zespołem jeszcze dwa sparingi z drugoligową Wieczystą Kraków (31 stycznia) i pierwszoligowym GKS Tychy (8 lutego).

Źródło: ŁKS, fot. Jakub Piasecki Cyfra Sport

Był postacią barwną i ciekawą. W dzisiejszych czasach niejednokrotnie lądowałby na pierwszych stronach kolorowych gazet. I choć jego życiorys ma całkiem sporo białych plam, jedno jest pewne - jest pisarzem bardzo blisko związanym z naszym województwem. Wycieczka po regionie jego śladami to plan na ładnych kilka tygodni.

- Życie Reymonta to gotowy materiał na bardzo ciekawy film, a jeszcze lepiej serial. I to taki, który w dużej mierze dzieje się w miejscowościach naszego województwa - mówi Anna Stanisławska z działu zbiorów regionalnych Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej im. Marszałka Józefa Piłsudskiego w Łodzi.

Stanisław Władysław Reyment (zmienił nazwisko i kolejność imion około 1889 roku) urodził się 7 maja 1867 roku we wsi Kobiele Wielkie niedaleko Radomska. Był jednym z siedmiorga dzieci wiejskiego organisty Józefa Reymenta. Dzieciństwo spędził w Tuszynie, gdzie rodzina przeniosła się, kiedy miał rok. Józef Rejment był stosunkowo zamożny i miał ambicje zapewnienia dzieciom wykształcenia. Z Stanisławem Władysławem szło mu najgorzej. Mały Staś miał zostać organistą, jak ojciec, ale nie interesował się muzyką. Nie miał też serca do nauki w szkole. Edukację zaczął w Będkowie (powiat tomaszowski) w szkole elementarnej u niejakiego Pachniewicza.

- Ale nauczyciel, mówiąc delikatnie, był trunkowy. Reymont nie spędził tam zbyt dużo czasu - opowiada Jolanta Dominikowska z działu zbiorów regionalnych WBP w Łodzi.

Uczył się w wielu szkołach, próbował na przykład dostać się do gimnazjum w Łodzi, ale nie został przyjęty. Był uczniem niezdyscyplinowanym, młodym człowiekiem z głową w chmurach. Aby zapewnić mu fach, ojciec wysłał go w końcu do stolicy, do zakładu krawieckiego. Tam w 1883 roku Reymont ukończył Warszawską Szkołę Niedzielno-Robotniczą. Został czeladnikiem, a na egzaminie pokazał komisji uszyty przez siebie frak. Podobno całkiem nieźle leżał. Jednak krawcem przyszły pisarz także nie chciał być.

- Nie oznacza to jednak, że był człowiekiem niewykształconym. W grę wchodziła pewnie edukacja domowa. Jego ojciec był organistą, wuj matki był księdzem. Był chłonny wiedzy, korzystał z wielu bibliotek - tłumaczy Jolanta Dominikowska.

Aktor, medium, dróżnik

Zanim zaczął zarabiać pisaniem, imał się różnych zajęć. Próbował został zakonnikiem - do zakonu w Gidlach, miejscowości, w której urodzili się jego ojciec i dziadek, nie został przyjęty ze względów formalnych. Bezskutecznie próbował odbyć też nowicjat na Jasnej Górze. Gdy miał mniej więcej 18 lat zapragnął został aktorem. Zaciągnął się do wędrownej trupy teatralnej, która przemierzała nasze województwo, występując m.in. w Ozorkowie, Łęczycy, Skierniewicach. Grał pod pseudonimem Urbański. Debiutował w „Barkaroli" Mariana Gawalewicza. Ale aktorem był ponoć fatalnym.

- Przeszkodą mogła być też wada wzroku. Na scenie nie nosił okularów, więc zdarzały mu się zabawne przygody. Na przykład zamiast do wyjścia szedł do szafy - opowiada Anna Stanisławska.

W końcu ojciec wystarał się dla niego o posadę niższego funkcjonariusza Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej. I tej pracy Reymont nie lubił. Nudził się na małych stacyjkach w Rogowie, Krosnowej, Lipcach. Kilka razy znów uciekał do teatru. Nie przelewało mu się w tym czasie. Pomieszkiwał w okolicznych wsiach. W Przyłęku Dużym, gdzie pracował jako robotnik kolejowy, mieszkał w drewnianej chałupie Antoniego Lewandowskiego. W Krosnowej mieszkał w domu Kłębów przy torach i pracował jako pomocnik dozorcy plantowego. W Skierniewicach mieszkał w domu Kwiecińskich przy ul. Nowej (dziś Lelewela), na facjatce. Monotonia pracy na kolei sprawiła, że zaczął pisać wiersze, nowele i opowiadania będące zapiskami z codzienności. Jego ambicje literackie otoczenie traktowało z szyderstwem. Ale był świetnym obserwatorem, miał dobre ucho. Nie włączał się do rozmów, wołał słuchać, przez co miał opinię człowieka mrukliwego.

Gdy pracował w Skierniewicach, zaopiekował się nim Wincenty Wejher, przełożony. To była dobrze sytuowana rodzina, z której wywodzili się również założyciele Wejherowa na Pomorzu. Mieszkali w dworku modrzewiowym przy ul. Floriana 4. Pani Wejherowa dokarmiała go, gdy leżał w szpitalu na zapalnie płuc, które mogło być wynikiem osłabienia spowodowanego niedożywieniem. Plotka głosi, że Reymonta połączył płomienny romans z córką Wejherów.

W sytuacjach najbardziej dramatycznych wracał na łono rodziny. Zwłaszcza odkąd jego ojciec kupił stary młyn w miejscowości Prażki-Wolbórka na rzece Miazdze.

W 1890 roku związał się z adeptem wiedzy tajemnej, niejakim Puszowem. Poznał go w bufecie kolejowym w Rogowie. Razem wyjechali do Niemiec szerzyć spirytyzm. Ten okres zaowocował między innymi powieścią „Wampir”.

W 1892 roku Reymont wysłał na ręce Ignacego Matuszewskiego do warszawskiego Głosu nowelę „Śmierć" oraz trochę korespondencji. I, ku swojemu zaskoczeniu, zadebiutował. Kilka następnych nowel przyjęła krakowska „Myśl". To dodało mu odwagi. Bez grosza przy duszy wyjechał do Warszawy, by żyć z pisania. Był koniec 1894 roku. Napisał i opublikował kilkanaście nowel zebranych później w tomach „Spotkanie", „Sprawiedliwie", „W jesienną noc". Przełomem w karierze literackiej stał się reportaż „Pielgrzymka na Jasną Górę". Felietony z pielgrzymek pisywał w rodzinnej Wolbórce. Pierwsza powieść, „Komediantka", pojawiła się na łamach Kuriera Codziennego w 1895 roku. Wykorzystał w niej swoje przygody i obserwacje z czasów aktorskich.

Kiedy jego sytuacja materialna się poprawiła, dużo podróżował. W latach 90. XIX wieku odwiedził Londyn, Berlin, Włochy i Paryż. W Paryżu zawarł cenne znajomości literackie, m.in. ze Stanisławem Przybyszewskim, Stefanem Żeromskim.

Wypadek, który okazał się zrządzeniem losu

Zlecenie na napisanie „Ziemi Obiecanej” przyjął w 1896 r. Podczas zbierania materiałów mieszkał m.in. w domu przy ul. Wschodniej, jadał w restauracji hotelu Victoria przy ul. Piotrkowskiej (dziś to kino Polonia), przesiadywał w cukierni Aleksandra Roszkowskiego przy Piotrkowskiej.

- Ponoć zatrudnił się na tydzień w jednej z fabryk. Przyjechał zachwycony Łodzią, ale gdy poznał miasto, zaczęło go przerażać - mówi Anna Stanisławska.

Powieść została opublikowana w latach 1897-98 na łamach Kuriera Warszawskiego i stanowi przejmujący obraz rozwijającej się młodej kapitalistycznej metropolii – okrutny i demoniczny.

Nad „Chłopami” pracował w latach  1892-99. Wrócił wówczas do Lipiec, ale wykorzystywał również obserwacje z czasów, gdy jako robotnik kolejowy mieszkał tu w domku lokalnego dróżnika.

Sytuacja materialna Reymonta zmieniła się diametralnie po katastrofie kolejowej, którą przeżył w roku 1900 we Włochach pod Warszawą. Dostał za ten wypadek duże odszkodowanie. Według pogłosek znajomy lekarz znacznie wyolbrzymił jego obrażenia w dokumentach dla komisji lekarskiej. Ale fakt, że Reymont długo się leczył po wypadku. Między innymi w Krakowie, gdzie opiekowała się nim znajoma, Aurelia Szabłowska. Opiekunka rozwiodła się z dotychczasowym mężem, wyszła za pisarza i wprowadziła porządek w jego niespokojne życie. W 1901 roku Reymont otrzymał niebotyczne jak na owe czasy odszkodowanie: 38.500 rubli. Dla porównania Stefan Żeromski za swoją pierwszą książkę dostał 75 rubli, a Eliza Orzeszkowa za jeden tom powieści brała 100 rubli.

Bywalec dworów i pałaców

Przez wszystkie te lata często bywał w Łódzkiem. Był gościem licznych dworków i pałaców. Kilka miesięcy mieszkał w Nieborowie w domu jednego z administratorów. Przygotowywał wówczas trylogię historyczną „Rok 1794". Podczas pobytu korzystał z bogatej biblioteki pałacowej, lubił przechadzać się po ogrodach w Arkadii. Pisząc trylogię korzystał też z księgarni K. Kuleszy przy Starym Rynku w Łowiczu, a w tutejszym Pałacu Generała Klickiego, gdzie podczas insurekcji kościuszkowskiej był sztab, odkrył wyryty w kamieniu napis „Nil Desperandum". Posłużył on jako tytuł do drugiego tomu trylogii. W Łowiczu poznał także Władysława Grabskiego, słynnego ojca międzywojennej reformy walutowej, który zaprosił go do swojego dworku w Borowie. Bywał na dworze Walewskich w Tubądzinie, na dworze Radońskiego w Kobierzycku miał własny pokój, w którym mieszkał podczas każdego pobytu. Często odwiedzał Sieradz i okolice. Te wizyty zaowocowały zakupem dworu w Charłupi Wielkiej. Mieszkał tu w latach 1912-1913. Ale nie czuł się dobrze jako gospodarz i w końcu sprzedał dwór.

Bywał w pałacu Pstrokońskich w Małkowie, między Sieradzem i Wartą. Tu tutaj stanął pierwszy na świecie pomnik Reymonta autorstwa znanego rzeźbiarza Stanisława Jagmina. Na początku lat 30. XX wieku ufundowały go panie Pstrokońskie - matka i córka. Po kilku latach pomnik skradziono. Został odtworzony w latach 60., ale w 2012 roku znów padł łupem złodziei. Prawdopodobnie został sprzedany na złom.

W 1920 roku autor Chłopów kupił majątek w miejscowości Kołaczkowo. Żywo interesował się kinematografią, o czym świadczy jego zaangażowanie w tworzenie pierwszej polskiej spółdzielni kinematograficznej. Zmarł w Warszawie 5 grudnia 1925, rok po tym, jak został laureatem literackiej Nagrody Nobla za powieść „Chłopi”.

Przypominamy, że w Wojewódzkiej Bibliotece Publicznej im. Marszałka Józefa Piłsudskiego w Łodzi (ul. Gdańska 100/102) można oglądać wystawę poświęconą Reymontowi, zwłaszcza jego związkom z naszym województwem.

aa

Nowoczesne, ekologiczne budownictwo i innowacyjne rozwiązania w zakresie „zielonych” inwestycji, to tematy konferencji, która trwa w Sokolnikach koło Ozorkowa. Eksperci, reprezentanci branży budowlanej i architekci, w tym krajobrazu, a także samorządowcy rozmawiają o minimalizowaniu wpływu na środowisko budowanych domów i osiedli.

Konferencję w imieniu marszałek Joanny Skrzydlewskiej otworzył sekretarz województwa łódzkiego Robert Kolczyński.

- Zrównoważone budownictwo to już nie tylko trend, ale obowiązek, który ma na celu minimalizowanie negatywnego wpływu na środowisko oraz poprawę jakości życia - mówił przedstawiciel samorządu województwa. - Naszym celem jest nie tylko wdrożenie nowoczesnych rozwiązań budowlanych, ale także stworzenie przestrzeni do współpracy między sektorem publicznym, przedsiębiorcami oraz mieszkańcami.

Spotkanie zaplanowano na trzy dni. W czwartek, 30 stycznia, eksperci zapoznają zebranych m.in. z założeniem koncepcji urbanistycznej „miasto las”, której celem jest wykorzystanie przestrzeni zielonych do tworzenia przestrzeni życiowych przy zachowaniu zrównoważonego rozwoju i równowagi ekologicznej. Omawiane są kluczowe zagadnienia związane z ekologicznym budownictwem, takie jak wykorzystanie odnawialnych źródeł energii, inteligentne zarządzanie energią w budynkach, a także zastosowanie materiałów przyjaznych środowisku. Eksperci przyglądają się koncepcji i założeniom powstania Regeneracyjnej Dzielnicy – Sokolniki Miasto Las+. Projekt zakłada stworzenie nowoczesnej dzielnicy, w której innowacyjne technologie budowlane będą ściśle współpracować z naturą. Celem jest nie tylko ekologia, ale także poprawa jakości życia mieszkańców, poprzez stworzenie przestrzeni sprzyjających zdrowiu i integracji z przyrodą, w tym przestrzeni rozwoju kultury fizycznej i prozdrowotnych aktywności.

Drugiego dnia uczestnicy wezmą udział w warsztatach na temat zrównoważonego gospodarowania przestrzenią, a w sobotę będą przyglądać się w terenie rozwiązaniom zrównoważonego budownictwa wdrażanym w okolicznych gminach.

jg/fot. mt

W 2024 roku lotnisko w Łodzi obsłużyło ponad 431 tysięcy pasażerów. To o 21 proc. więcej niż rok temu. W statystykach nasz port wypada lepiej od lotnisk w Lublinie i Bydgoszczy.

Jest to to drugi najlepszy wynik w historii łódzkiego portu lotniczego. Do pobicia rekordu z 2012 roku zabrakło niewiele ponad 30 tysięcy pasażerów.

W tym roku pasażerów rejsowych na Lublinku było 338 080, a czarterowych: 93 062. Łódzkie lotnisko staje się coraz częściej wybieranym portem na wakacyjne podróże.  Co piąty podróżny lecący z Łodzi zarezerwował czarter. Największym powodzeniem cieszyły się Turcja i Tunezja (Antalya, Bodrum, Enfidha). 

W 2024 roku Port lotniczy Łódź miał w rozkładzie lotów 8 całorocznych kierunków regularnych. Samoloty zabierały turystów do Alicante, Birmingham, Brukseli, Dublina, East Midlands, Londynu, Malagi i Mediolanu.

Jeśli weźmiemy pod uwagę wszystkie loty (rejsowe i czarterowe) w 2024 roku najwięcej pasażerów wybrało się do Londynu (106 330),tureckiej Antalyi (56 904) i do Mediolanu Bergamo (47 764). Kolejne miejsca zajmują– Alicante i Malaga.

- Kiedy siedem lat temu zostawałam prezesem Portu Lotniczego w Łodzi mieliśmy zaledwie 3 połączenia rejsowe w kierunkach emigracyjnych (Londyn, Dubli, East Midlands) i obsłużonych 207 tysięcy pasażerów, a letnich czarterów nie było wcale. Od tamtych czasów lotnisko podwoiło wynik odprawionych podróżnych i pięciokrotnie zwiększyło liczbę kierunków – mówi Anna Midera, prezes Portu Lotniczego Łódź. - W zeszłym roku pasażerowie mogli latać przez cały rok do 8 miejsc i do 7 destynacji wakacyjnych. Wraz z linią lotniczą Ryanair zaproponowaliśmy mieszkańcom Łodzi choćby całoroczne połączenia do Alicante i Malagi, gdzie niemal cały rok świecie słońce oraz wypady do Mediolanu, czy Brukseli. Cieszy nas, że łodzianie korzystają z tych możliwości zwiedzania świata.

W rankingu mniejszych lotnisk, w statystykach za 2024 rok, Łódź znalazła się przed portami w Lublinie (425 tys.) i Bydgoszczy (ok. 370 tys.). A nieco wyżej jest lotnisko w Szczecinie (ok.482 tys.). W czołówce rankingu już tylko „milionerzy”, czyli porty, które obsługują ponad miliona pasażerów rocznie.

- 21 procent więcej pasażerów to bardzo dobry wynik. O 1/5 poprawiliśmy statystyki zeszłoroczne i po raz pierwszy wyprzedziliśmy porty w Lublinie i Bydgoszczy. Naszym celem było wprawdzie zbliżenie się do pół miliona odprawionych pasażerów. Dane, które mieliśmy 12 miesięcy temu pozwalały szacować, że leży to w naszym zasięgu. Jednak problemy przewoźników związane z brakami na rynku  odpowiedniej liczby dostępnych samolotów, spowodowały, że Ryanair skasował cześć zapowiadanych rotacji na kierunkach z Łodzi w sezonie zimowym, które jednak powrócą od początku sezonu letniego 2025. Liczymy, że w tym roku przekroczymy tę magiczną liczbę z nawiązką” – mówi Anna Midera.

W 2025 z Łodzi można polecieć do Londynu Stansed, Birmingham, Brukseli Charleroi, Dublina, Malagi i Mediolan Bergamo.

W sezonie wakacyjnym, który rozpocznie się pod koniec kwietnie dostępne będą kierunki: Albania (Tirana), Bułgaria (Burgas), Grecja (Kreta, Rodos, Zakynthos), Tunezja (Enfidha), Turcja (Altalya i Bodrum).

 

AK