Przejdź do treści Przejdź do menu głównego Przejdź do wyszukiwarki

Sery i mleko od szczęśliwych krów spod Drużbic

piątek, 13 czerwca 2025

- Moje córki jedzą naszą mozzarellę, jak jabłka – śmieje się pan Tomasz Cieślak, właściciel firmy „Tato, daj mi serka” z Huciska w pow. bełchatowskim. Nazwa firmy też wzięła się od słów córek, które bardzo lubią sery robione przez rodzinną serowarnię. Smaku rzemieślniczych produktów wyrabianych z krowiego mleka można spróbować co tydzień na rynku „Prosto od rolnika”  przy Manufakturze.

Autorką hasła i jednocześnie inspiratorką nazwy firmy jest Gabrysia, dziś 9-letnia. Firma jest prawie jej równolatką, bo państwo Cieślakowie sery zaczęli robić 11 lat temu w tradycyjnym gospodarstwie przejętym od rodziców. Pan Tomasz studiował wtedy jeszcze zootechnikę we Wrocławiu i to właśnie koleżanka ze studiów namówiła go na spróbowanie swoich sił w takiej działalności.

sery_1.jpg

– Koleżanka pochodziła z gór i też mieli stado krów rasy Simental, a jej mama robiła oscypki – opowiada pan Tomasz.  Simental to jedna z najstarszych ras europejskich dające mleko o dużych walorach smakowych, z którego produkowane są sery. – Mówiła, że to fajny biznes, no i tak się zaczęło. Krowy były zawsze, pierwsze narzędzia do pracy też, więc najpierw robiliśmy sery wędzone, potem coś w stylu mozzarelli. Wiadomo, raz się udawało, raz nie.

sery_5.jpg

Sery z Huciska pod Drużbicami trafiały najpierw do rodziny, znajomych, zamówień było więcej, więc i asortyment się powiększył. – Zaczęliśmy powiększać asortyment, inwestować w inne rasy bydła. Zaadaptowaliśmy też piwnicę na serowarnię – wspomina pan Tomasz.

W gospodarstwie dominują krowy rasy Jersey, znane z wyśmienitej jakości mleka i bardzo wdzięcznych pysków. Teraz jest 14 sztuk, co jakiś czas pojawiają się cielęta, część ma imiona, które nadają córki właścicieli serowarni. Pasą się przed domem lub za zabudowaniami gospodarczymi, w zasadzie na dwór wychodzą przez cały rok.

sery.jpg

Z kolei serowarnia jest przy domu. Kilka połączonych pomieszczeń to mały zakład produkcyjny. To tu powstają wszystkie serki, które tak polubiły córki Pauliny i Tomasza Cieślaków. – Gdy urodziła się Gabrysia, to już robiliśmy serki. Ona nie chciała za bardzo pić mleka, ale jadła nasze jogurty i potem wołała: tato, tato serka, daj mi serka. Tak jej zasmakowały, i nazwa też się przyjęła. Młodsza, Gosia, ma teraz 5 lat i też tak woła – mówi dumny tato.

sery_2.jpg

W serowarni praca trwa cały tydzień. Od wejścia czuć zapach świeżego mleka. To z niego powstają twarogi, sery podpuszczkowe, kanapkowe, jogurty, kefiry, a ostatnio także prawdziwe, wiejskie masło, po które ustawia się kolejka chętnych. Wszystko jest robione detalicznie, ręcznie. Pan Tomasz stara się wzbogacać ofertę i np. serki kanapkowe są naturalne lub z dodatkami. – Chyba najbardziej popularna jest pistacja, czarnuszka, orzech, kozieradka. Od czasu robimy jakieś zmiany, żeby nie zanudzić klienta – wylicza. Wszystkie dodatki – owoce czy zioła są ekologiczne. Z logo „Tato, daj mi serka” można też kupić ser typu mozzarella robiony z krowiego mleka.

sery_4.jpg

– Moje dzieci jedzą go ja jabłka – śmieje się pan Tomasz, którego działalność skupiona jest na serach miękkich. – Twardych dużo nie robimy, bo całe mleko schodzi nam na podpuszczkowe, kanapkowe, nie mamy też jeszcze wystarczającej wiedzy i dojrzewalni – przyznaje, ale nie wyklucza, że może kiedyś rozwinie się i w tym kierunku. Co ok. trzy tygodnie są sery wędzone, a na co dzień pasty na bazie jogurtów. – Fachowo to się nazywa labneh. Robimy je z odcedzonego jogurtu probiotycznego, bez serwatki. Mieszamy go z ekologicznymi przyprawami, zalewamy olejem rzepakowym i to jest takie smarowidło, na kanapkę, na naleśnika czy krakersa – wyjaśnia.

Oprócz serków, najbardziej chodliwym towarem jest świeże mleko, oczywiście w szklanych butelkach. – Takie prosto od krowy – żartuje pan Tomasz. – Ludzie szukają dobrego mleka, a to jest zupełnie inne, świeże, niepasteryzowane, a krowy chodzą praktycznie cały rok po łąkach i same wybierają, co jedzą.

sery_3.jpg

W każdy czwartek i piątek wieczorem świeże produkty można kupić bezpośrednio w gospodarstwie. Pan Tomasz ma specjalny samochód-lodówkę i to jest jego mobilny „sklepik”. W każdą sobotę jeździ nim na rynek „Prosto od rolnika” przy ul. Drewnowskiej w Łodzi. – W zasadzie od powstania ryneczku zaczął się nasz największy rozkwit, taki boom handlowy, wcześniej  dowoziliśmy ludziom bezpośrednio do domów i sprzedajemy do kilku małych sklepów – dwóch w Łodzi oraz w Bełchatowie i w okolicach Zelowa – mówi.

sery_6.jpg

Pan Tomasz ceni handel przy Manufakturze, bo jak chwali, rynek ma specyficzny klimat. Klienci czekają od świtu, czasem już od godz. 6 – kolejka już stoi, gdy on dopiero podjeżdża. To głównie ci sami, wracający odbiorcy, bo nowi po chwili też stają się już „stałymi”. - Najpierw stałem pod namiotem, więc przyjeżdżałem wcześniej, żeby się przygotować, wypakować. I zauważyłem, że klienci zaczęli przychodzić jeszcze wcześniej… - opowiada.

Rynki „Prosto od rolnika”, inicjatywa Urzędu Marszałkowskiego Województwa Łódzkiego oraz Łódzkiej Agencji Rozwoju Regionalnego, działają w dwóch lokalizacjach: przy Manufakturze (wjazd od ul. Piwnej 10) oraz na parkingu obok Sport Stacji przy Porcie Łódź (ul. Pabianicka 245). Są czynne w soboty, od godz. 6-7 do południa – do ostatniego produktu.

kw

fot. M. Romanik